Dlaczego kupujemy w lumpeksach

Kupujemy w lumpeksach głównie dlatego, że jest tam najtaniej – nigdzie nie znajdziemy markowych bluzek za zaledwie kilka złotych , czy ubrań z metką w cenie kilkukrotnie niższej niż w sklepie. To właśnie przywilej lumpeksów – sprzedawać jak najwięcej za jak najmniej, i te właśnie kryteria idealnie wpasowują się w potrzeby tych bardziej i mniej wymagających klientek na całym świecie. Tanio – nie znaczy bez gustu Jeśli mamy szczęście, uda nam się trafić w lumpeksie szałowy ciuch za naprawdę niską kwotę. Znajdziemy tu ciuchy z popularnych sieciówek, takich jak H&M, Zara, Bershka, czy innych, które znamy i cenimy. Co więcej, ubrania te są w dobrym stanie, choć oczywiście należy sprawdzić dokładnie stroje, które kupujemy, by nie być zaskoczonym dziurką w szwie, czy niewielka plamką, gdyż lumpeksy nie przyjmują zwrotów towaru. Znakomite marki w super cenach Dawniej na hasło „lumpeks” kobiety krzywiły się, mając w myślach ubrania stare, mocno schodzone, kupowane za grosze przez osoby, których nie stać na kupno nowych ciuchów. Dziś lumpeksy są często jedynym miejscem, gdzie możemy kupić porządne ubrania luksusowych marek  za grosze, bez potrzeby szukania okazji w Internecie czy sklepach firmowych. Przykładowo, koszule męskie Burberry, które kosztują w butiku około 200-300 złotych, można nabyć za kilkanaście. Czy Polki lubią second-handy? Polki uwielbiają second-handy! Starannie przebierają tam wszystkie ubrania, w celu wyłowienia tych najbardziej interesujących, i zdarza im się znaleźć super okazje. Bywają osoby, dla których buszowanie po lumpeksach stało się tradycją, i co kilka dni zostawiają tam kilkadziesiąt złotych na rzecz paru nowych, ładnych fatałaszków. Jedynym minusem ciuchlandów jest atmosfera, jaka towarzyszy zakupom – zamiast eleganckich, przestronnych butików mamy ciasne, obłożone stertami ubrań hale, przy których tłoczą się spragnione okazji osoby. Często może okazać się, że bluzka, którą tylko na chwilę spuściłyśmy z oczu, zniknęła już z wieszaka. Bywa też, że wiele ubrań kupujemy „na oko”, nie mierząc ich, gdyż zwyczajnie nie ma na to miejsca i czasu.